Zabawny jak… Hitler
Niedziela 22 grudnia 2013
Juliusz Machulski to niekwestionowany mistrz polskiej komedii. Podczas gdy wokół powstają mierne imitacje tego gatunku, twórca „Seksmisji” i „Vabanku” ponownie serwuje nam genialną mieszankę satyry z elementami science-fiction.
Tym razem twórca kultowych obrazów postawił jednak sprawę na ostrzu noża i wziął na komediowy widelec temat, który w kinematografii rzadko przedstawiany jest z przymrużeniem oka. Ale do rzeczy: para narzeczonych zamieszkuje w centrum Warszawy. Młodzi dowiadują się, że w tej samej kamienicy przed wojną mieściła się niemiecka ambasada. Nagle obrazy z przeszłości stają się rzeczywistością: na scenę wkracza Hitler, Ribbentrop, gestapowcy…
Choć patent z podróżami w czasie zastosowany w „AmbaSSadzie” był już wykorzystany w jednym z poprzednich obrazów reżysera („Ile waży koń trojański”), to tym razem ma on na celu wyprostowanie najnowszych dziejów naszego (i nie tylko) kraju Historia miesza się z fantastyką, a fantastyka z zaskakującą wizją alternatywnego świata, nieskalanego jarzmem II wojny światowej. Jednak aby taki świat miał szansę powstania, należy… wyeliminować Adolfa Hitlera. A dzięki czasowym perturbacjom staje się to możliwe, jak nigdy dotąd.
W rolę Fuehrera wcielił się genialny Robert Więckiewicz (który po roli Wałęsy wyraźnie zasmakował w graniu przywódców z wąsami). Partneruje mu Adam „Nergal” Darski. Wczoraj kontrowersyjny muzyk, dzisiaj aktor… Dość, że zadziwiająco sprawnie zagrał ministra Joachima Ribbentropa.
Zaskakujące zakończenia zawsze były znakiem rozpoznawczym Machulskiego. Nie inaczej jest w tym przypadku. Bo nawet jeśli film w pewnym momencie wydaje się przydługi, to końcówka wgniata w fotel. Nie tylko ze śmiechu.
Wojciech Obremski