O takich ludziach trzeba pamiętać
Czwartek 9 sierpnia 2012
Do Anny Śmigielskiej - Rapczyńskiej z ulicy Okopowej skierował mnie Michał Aniszkiewicz, który zna ją od lat, a jeszcze wcześniej znał jej rodziców - Annę i Tadeusza Kaczorów. Oboje na przełomie 1944/1945 r. ukrywali na obrzeżach Sulęcina, w gospodarstwie Niemca Gustawa Schrepkiego, dwóch polskich żołnierzy ze zwiadu spadochronowego.
Pani Anna przyszła na świat 9 kwietnia 1942 r. Jej rodzice dwa lata wcześniej zostali zesłani na przymusowe roboty do Sulęcina, ówczesnego niemieckiego miasta Zielenzig. Ojciec pani Anny, Tadeusz Kaczor pochodził z Kępna, a matka Anna Biskup z Pleszewa. Oboje pracowali w gospodarstwie niemieckiego bauera Schepkiego. Gospodarstwo położone było za wiaduktem kolejowym w kierunku wsi Żubrów. Historię o polskich żołnierzach ze zwiadu spadochronowego pani Anna zna z opowiadań rodziców. - Ojciec rzadko mówił o tej sprawie. Nie lubił się chwalić - wspomina. 10 grudnia 1944 r. na tyłach wroga, pomiędzy Rzepinem a Sulęcinem dokonano zrzutu spadochronowego polskiej pięcioosobowej grupy zwiadowczej pod dowództwem chorążego Stanisława Kisiela. Po wylądowaniu żołnierze rozdzielili się na dwie grupy.
Pomoc od bauera
Pierwsza - chorąży Stanisław Kisiel i sierżant Mieczysław Pona, udała się w kierunku Sulęcina. Druga- kapral Waldemar Nowak, kapral Józef Dobosz oraz żołnierz Mietek (prawdziwe nazwisko i imię nie jest znane) skierowała się w stronę przeciwną i to właśnie oni zostali szybko wyśledzeni przez kontrwywiad niemiecki.
Odnośnie tego zdarzenia znane są dwie wersje. Pierwsza – trzej żołnierze zostali od razu rozstrzelani, druga - mówi o strzelaninie, w której jeden z żołnierzy zginął, a dwóch pozostałych przewieziono do Rzepina i ślad po nich zaginął.
Niemcy złapali grupę z radiostacją, z której tuż po wylądowaniu nadawał kapral W. Nowak, zastrzelony później. Nie byli zorientowani, jak duży był zrzut i być może dlatego przypuszczali, że więcej żołnierzy nie było. Jedno jest pewne: w ślad za Kisielem i Poną nikt już nie szedł. Obaj dotarli w pobliże gospodarstwa Schepkiego. Po obserwacji terenu zorientowali się, że w pobliżu znajdują się zesłani na roboty Polacy. Poprosili o schronienie, której udzielił im Tadeusz, ojciec pani Anny, a działał on w porozumieniu z samym bauerem Schepke.
Dobry Niemiec
- Ojciec dobrze wspominał gospodarza Schepkiego – mówi nasza bohaterka.
Mimo niemieckiego pochodzenia, w przeciwieństwie do swojej żony, był dobrym człowiekiem i pomógł moim rodzicom. Bez wiedzy partnerki zgodził się na ukrycie obu spadochroniarzy na poddaszu swojego domu.
Rodzice pani Anny wiedzieli, na co się narażają. Ukrywanie żołnierzy groziło wymordowaniem wszystkich w gospodarstwie. Pod osłoną lasu i nocy, nikomu nic nie mówiąc, chorąży Kisiel wielokrotnie robił wypady zwiadowcze. Zapuszczał się nawet w pobliże Odry, aż po Słubice i Frankfurt. Na wszelki wypadek miał bardzo dobrze podrobione dokumenty na nazwisko Adam Łatanowski. Nikt też nie wiedział, że na ówczesnym cmentarzu, przy dzisiejszej ulicy Paderewskiego (przedwojenna Linderstrasse) miał skrzynkę kontaktową, gdzie zostawiał meldunki. Kto i kiedy je odbierał? To do dzisiaj pozostaje tajemnicą. W lutym 1945 r., po wkroczeniu wojsk radzieckich do Sulęcina, obaj spadochroniarze udali się do dowództwa wojsk radzieckich, zdając raport z pobytu na tyłach wroga. Z wycinków prasowych domowego archiwum pani Anny dowiadujemy się, że chorąży S. Kisiel pozostał w wojsku i zakończył służbę w stopniu majora. Na temat sierżanta M. Pony nic nie wiemy.
Odznaczeni za bohaterstwo
Pani Anna urodziła się w Sulęcinie w okresie, gdy trwała wojna. Jest jedyną żyjącą, rdzenną mieszkanką naszego miasta z czasów wojny, a zarazem córką bohaterskich rodziców. W 1987 r. p. Kaczor został odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski, a w 1989 medalem „Za Udział w Wojnie Obronnej”.
W tym roku z okazji siedemdziesięciolecia urodzin pani Anna została zaproszona przez starostę sulęcińskiego na swoje jubileuszowe urodziny. O takich ludziach powinniśmy pamiętać, ponieważ to oni tworzyli historię Ziemi Sulęcińskiej.
Każdego roku, w ramach obchodów wybuchu i zakończenia II wojny światowej. delegacje stają przy płycie pamiątkowej, na której widnieją nazwiska bohaterów wojskowego zwiadu spadochronowego. Jednak mało kto zna tę historię. Tylko nieliczni wiedzą, że dzięki odwadze Anny i Tadeusza Kaczorów z Sulęcina, dwóch żołnierzy doczekało wyzwolenia.
Maciej Barden